Arobal: Nowy świat na emigracji
Żeby móc wejść na jakiś etap głębszego wyrażenia siebie, trzeba coś stracić albo poświęcić. Przeprowadzka do Kopenhagi była czymś takim: z jednej strony utratą formy bezpieczeństwa, z drugiej konfrontacją – umożliwiła mi znalezienie sposobu na to, żeby wyrażając siebie zbliżyć się do innych – opowiada Bartek „Arobal” Kociemba.
Rysunek
Rysowałem jak każdy, od dziecka: na kartkach, po ścianach i po książkach – to była jedna z moich pierwszych form ekspresji. Później był taniec i ceramika, a do rysunku wróciłem podczas studiów. Wybrałem politologię, bo chciałem uczyć się jak naprawiać świat, ale szybko się okazało, że to dziedzina nauki o władzy, a nie pomaganiu. Sfrustrowany, zacząłem prowadzić rysowany pamiętnik. To była forma ucieczki, ale też próba stworzenia bezpiecznej przestrzeni, w której mogło zaistnieć wszystko to, co miało się wydarzyć później.Lustro
Ilustracja dopełnia tekst. Pierwszy angaż w gazecie dostałem, bo nie było zdjęć do artykułu, więc w półtorej godziny miałem stworzyć swoją interpretację. Teraz mój rysunek jest dużo bardziej czasochłonny. Ilustrując zamieniam się w lustro, przez które za pomocą swojej wrażliwości i warsztatu przepuszczam zadane mi tematy. We własnej twórczości też czerpię z tego procesu, ale tu zagadnienia narzuca mi własna rzeczywistość i konieczność jej komunikowania. Moja technika, bazując na rysunku, coraz bardziej idzie w kierunku mixed media: czasem to skomplikowana wycinanka z papieru, czasem instalacja 3D z użyciem animacji. Lubię wielowarstwowość, powtórzenia, chaos z którego może wyłonić się poczucie harmonii. Regularnie wkrada się tu element błysku, światła i rytmu, a ostatnio romansuję z drewnem i tkaniną.Przestrzeń
Moje pierwsze wystawy odbywały się w barach i kawiarniach. Na wernisażu jednej z nich pt. „Toasty” na tle portretów imprezujących przyjaciół zaproszeni goście mogli pić za darmo o ile wznosili na swoją cześć wiwaty. Jakiś czas temu zorientowałam się, że nieświadomie skonstruowałem wtedy społeczny performans. Przez ostatnie kilka lat tworzę instalacje – często wkracza to w obszar scenografii, budowania małego świata, w którym rysunek jest punktem wyjścia, a atmosferę buduje jego styczność z obiektami, światłem, dźwiękiem, a czasem dymem lub projekcją video. Zależy mi, żeby ludzie zanurzali się w świat, który im proponuję, żeby stali się jego bohaterami – w ten sposób rozmywa się wrażenie dualności podczas spotkania ze sztuką wizualną.
Ścieżka
Medytacja to bycie z tym czego doświadczamy, kiedy się to dzieje, czucie tego i pozwalanie by było takie, jakie jest. Dzięki niej wzrasta odwaga by być sobą, w stosunku do innych pojawia się więcej empatii, a rzeczywistość jawi się bez filtrów. Zainteresowałem się medytacją jako nastolatek, choć duchowość towarzyszyła mi od małego: w formie rozmów z prababcią o religii, zabaw z magią czy kontaktu z naturą. Najpierw medytowałem za pomocą książek, potem pod okiem buddyjskich nauczycieli. Przez wiele lat pomagałem przy prowadzeniu ośrodka w tradycji Shambhali. Praktykuję formalnie – na poduszce, ale i na rowerze, pływając i w trakcie rysowania. Od piętnastu lat uczę medytacji zarówno w świeckim jak i buddyjskim kontekście. Ciągle szukam nowych sposobów włączania medytacji do życia codziennego, ale też do sztuki, np. jako poetycką wariację na temat żywiołu ognia w formie instalacji audio.Queer
Osoby nieheteronormatywne w społeczeństwach często pełniły role osób uzdrawiających i szamanek. Tych, które dbają o dobrostan i cieszą się powszechnym szacunkiem. Pośredniczyły pomiędzy światem widzialnym a ukrytym, strefą duchów, energii, zwierząt, roślin i ludzi. W dzisiejszym świecie zamiast szacunku doświadczamy systematycznie i historycznie zakorzenionej przemocy. Od pierwszej klasy podstawówki wiedziałem, że nie mogę sam wracać do domu, bo ktoś mógł mnie zaatakować. Byłem nazywany pedałem na długo zanim wiedziałem co to znaczy. Mam na głowie blizny po homofobicznym ataku w środku miasta sprzed 10 lat. Potrzebowałem lat by móc o tym opowiadać; pomogły terapia i praktyka duchowa, a od 2017 prowadzę QueerMedytacje.
W trakcie tych spotkań wzmacniamy uważność, rozbudzamy intuicyjną świadomość oraz zgłębiamy temat naszej duchowości. W tej przestrzeni możemy być po prostu sobą, wspierać się i celebrować wyjątkowość naszych tożsamości i ich ekspresji.Nowe korzenie
Skandynawowie operują innymi kodami emocjonalnymi i inaczej budują swoje relacje.
Odkąd mieszkam w Kopenhadze, coraz wyraźniej widzę swoją polskość. Tu dla emigranta, choćby z Europy, na wszystko potrzeba więcej czasu, a moje dobrowolne wykorzenienie spowodowało, że zacząłem szukać nowego gruntu. Także dla swojej praktyki twórczej – po przeprowadzce zrozumiałem, że czas na nowy etap.
To zaowocowało metaforycznym zejściem pod ziemię w ramach projektu „To Co Ukryte”. Przedstawiając różne procesy zachodzące między człowiekiem a ziemią – wzrastanie, pragnienie, zniszczenie i rozkład – szukałem relacji między tym, co fizyczne a nieucieleśnione. To było moje pierwsze multimedialne przedsięwzięcie łączące tradycyjny rysunek z instalacją przestrzenną, dźwiękową, animacją i rzeźbą. Teraz znajduje się w stałej kolekcji Muzeum Śląskiego.Atonan
Zanim zacząłem tworzyć wizualnie, chciałem tańczyć. Teraz spełniam to marzenie za pomocą swojego nowego avatara, który urodził sie jako bohater wystawy „Kwiaty Całopalne”. Atonan pochodzi od angielskiego słowa atonement, które oznacza pokutę – jest wyrazem zmagania z nieograniczonym pragnieniem, frustracją i gniewem. Chciałem dokonać transformacji neuroz w skrywająca się pod nimi mądrość. Atonan podpalając świat sam zamienia się w ogień – tańcząc spala materializm i agresję. Jest żywym ogniem serca, choć psotliwym i nieujarzmionym. Przywdziewając płomienny kostium staję się nim, performuję rytuały oczyszczenia, wchodzę w przestrzeń publiczną. Nawiedziłem nim warszawską Paradę Równości i obsypałem idące w niej osoby zasuszonymi ziołami i kwiatami.
Czułki
Po stracie moich psów Lali i Rolfa została we mnie wyrwa, którą zaczęły wypełniać różne kolorowe stwory wyrastające spod mojej kredki. Psopodobne włochacze pomagają mi komunikować emocje. Hybrydy różnych zwierząt to zlepki wspomnień miejsc i ich mieszkańców, domowników i przyjaciół z przeszłości. To strażnicy dbający o bezpieczeństwo, obecność i odwagę w obliczu wyzwań u mnie i u swoich nowych domowników. Zarówno te postacie jak i moje prace o tematyce erotycznej biorą się z potrzeby opowiadania o czułości. Tej seksualnej – nie, by szokować, tylko móc ją oddemonizować i oswajać. Pokazuję ją jako formę głębokiej i naturalnej komunikacji. To dla mnie bardzo ważne, tym bardziej, że jako osoba HIV-pozytywna od lat spotykam się z uprzedzeniami i stygmatyzacją.Vi Lever På Polsk
To przysłowie duńskie z końca XIX wieku, które odnosiło się do polskich emigrantów. Polscy chłopi, tzw. emigracja buraczana, przyjeżdżając do kraju protestanckiego nie mieli możliwości, żeby zawierać formalne zawierać związki małżeńskie. Przysłowie oznacza: żyjemy po polsku, na kocią łapę, bez ślubu, w grzechu. W 2020 roku razem z Magdą Buczek w przestrzeni naszej pracowni, którą dzielimy z pianistą Kristofferem Hyldigiem, zorganizowaliśmy wystawę, która pozwoliła nam przywłaszczyć i zredefiniować to powiedzenie. Postanowiliśmy poszerzyć jego znaczenie na stany wykluczenia, życia i twórczości na pograniczu systemu. Zostawiliśmy swoje prace tworząc z nich przestrzenne, audio-wizualne kolarze. Towarzyszyły jej koncerty muzyki klasycznej oraz debaty o prawach rozrodczych i sytuacji osób LGBT+ w Polsce. Wystawa miała trwać tydzień, ale przedłużyliśmy ją do miesiąca, a w trakcie finisażu podjęliśmy decyzje o założeniu galerii.
Pączkowanie
Nasza kopenhaska galeria to przestrzeń dla twórców i odbiorców żyjących i pracujących na pograniczu systemów ze względu na wykluczenie, brak przywileju, czy dyskryminację. Regularnie organizujemy wystawy, zabawy, koncerty, art-talki i rytuały, w ramach których pączkuje, kwitnie i ulega ciągłym transformacjom wspaniała zróżnicowana, społeczność. Towarzyszą nam zarówno emigranci szukający swojego miejsca w Kopenhadze jak i miejscowi Duńczycy doświadczający powyższych problemów na mainstreamowej scenie artystycznej. Aneta Szyłak, kuratorka mojej ostatniej wystawy, powiedziała mi, że żeby móc wejść na jakiś etap głębszego wyrażenia siebie, trzeba coś stracić albo poświęcić. Przeprowadzka do Kopenhagi była czymś takim: z jednej strony utratą formy bezpieczeństwa, z drugiej konfrontacją – umożliwiła mi znalezienie sposobu na to, żeby wyrażając siebie zbliżyć się do innych.
Bohater: Arobal
Tekst: Jakub Knera
Zdjęcia/video: Kanaplev+Leidik
Zdjęcia z Kopenhagi: Magda Buczek i Morza Studio
Koordynacja: Karolina Wagner
Materiał powstał dzięki współpracy z: