Nagie autoportrety Heleny Stiasny

W Polsce jesteśmy bardzo nieprzyzwyczajeni do nagości, to tabu i każde jego przełamywanie budzi jakiś – nawet mimowolny – sprzeciw – mówi malarka Helena Stiasny.

JAKUB KNERA: Podobno tworzyłaś w przedszkolu Atlas Zwierząt, w którym wszystkie miały twoją fryzurę.
HELENA STIASNY: To prawda. Chciałam być zwierzęciem, gdy byłam mała, bo uważałam, że to lepsze niż bycie człowiekiem. To były formy ludzko-zwierzęce na długich czterech nogach. Było w nich coś kobiecego, próbowałam odwzorować w nich swoją twarz, czasem były w kolorach ubrań, które miałam na sobie.

Myślisz, że to był początek tego, czym zajmujesz się obecnie?

Teraz dużo pracuję z autoportretem. Wszystko, co robię jest mocno introspektywne. To były jakieś pierwsze zalążki. Już wtedy zwracałam się w głąb siebie i własnego odbicia. Teraz jest to na pewno bardziej dojrzałe niż dziecięce zainteresowania atlasem zwierząt.

Lustereczko, powiedz przecie, akwarela na papierze, 21x29,5cm, 2022, kolekcja prywatna


Dlaczego autoportret?
Był dla mnie naturalną rzeczą. Odkąd zaczęłam rysować, bardzo interesowało mnie ciało ludzkie i człowiek. Chodziłam na zajęcia z rysunku, była tam modelka, ale to było 3 razy w tygodniu. Czas wieczorami po szkole i zajęciach dodatkowych trzeba było sobie jakoś zapełnić, a nie jestem osobą, która ma bujne życie towarzyskie. Spędzałam dużo czasu z samą sobą, miałam lustro, a skoro nie było kogo rysować to rysowałam siebie. Pierwsze akty powstały tak, że przytargałam sobie sztalugę po mojej mamie do pokoju, stawiałam ją przy lustrze, rozbierałam się i rysowałam własne odbicie. A potem mi nie wierzono, że to jestem ja! Jakby to było dziwne rozebrać się samemu przed sobą?

Dlaczego dla wielu osób to dziwne?
W Polsce jesteśmy bardzo nieprzyzwyczajeni do nagości, to tabu i każde jego przełamywanie budzi jakiś – nawet mimowolny – sprzeciw. Najpierw jest blokada, bo w pierwszej chwili nie wiadomo co z tym zrobić. Zawoziłam ostatnio do Zamku Królewskiego w Warszawie mój obraz, który będzie eksponowany obok „Adama i Ewy” Lucasa Cranacha Starszego – to będzie „Autoportret jako Ewa” mojego autorstwa. Pierwsza reakcja strażniczek zamkowych to zmieszanie, poczucie, że to coś mocnego. A to przecież jest bardzo grzeczne przedstawienie jak na sytuację nagości. Zauważyłam, że po tej pierwszej reakcji, kobiety przechodzą do myśli „nie no w sumie świetny akt”, z kolei mężczyźni się krygują – bo trochę się im podoba, a trochę wstyd się przyznać. Ale to po chwili, bo najpierw człowiek się stroszy, myśląc, że to nie są rzeczy, które powinny być pokazywane.

Autoportret jako Ewa, olej na płótnie, 120x80cm, 2022, kolekcja prywatna

Dlaczego malowanie aktu jest dla ciebie ważne?

To przychodzi mi bardzo naturalnie. W dzieciństwie byłam zafascynowana renesansowymi pracami z Michałem Aniołem na czele – tam w centrum było zainteresowanie ciałem, uwielbiałam te obrazy, chłonęłam je: anatomię, mięśnie, to że ktoś jest bardziej pulchny albo kościsty. Poza tym to formy, które najciekawiej oddać na płótnie. T-shirt nie jest ciekawy do namalowania, nawet się ładnie nie układa, w przeciwieństwie do tkanin na starych obrazach, które mienią się, fałdują, są piękne. To jest dopiero malarskie wyzwanie.

Odaliska z wibratorem, 140x180cm, 2021, kolekcja prywatna

Może te dawne obrazy dla ludzi są odległą sztuką, a nie czymś przyziemnym?
Myślę, że jest bardzo wąska granica między aktem kojarzonym ze sztuką, a aktem kojarzonym z pornografią. To przebiega na linii podmiot-przedmiot. Kiedy jesteśmy pięknym przedmiotem do oglądania, wystylizowanym na posąg, nagość się deseksualizuje, staje się czymś chłodnym i niematerialnym. A w momencie, kiedy wchodzimy w rzeczywistość, mięsistość, realność, a do tego dochodzi spojrzenie, ludzie zaczynają nie do końca swobodnie się z tym czuć. Może dlatego sztuka może rodzić awersję – a przecież nie chodzi o płaskie i przyziemne zobrazowanie nagiego ciała, które ma wywołać erekcję, bo jest w tym inna treść. Widzimy ją później – po zaskoczeniu i zmrożeniu.


Widzisz różnicę, kiedy mężczyzna maluje kobietę, a kiedy kobieta maluje siebie?
Pewnie tak, zależy jak na to patrzysz. W pierwszej chwili ważny jest obraz, wrażenie estetyczne, a nie kto, kiedy i co namalował. Dopiero potem zastanawiasz się nad treścią czy znaczeniem, wtedy to ważne – kto malował, jaka była relacja między malarzem/malarką a modelką. Tamara Łempicka malowała swoje kochanki – to dodaje więcej treści do obrazu niż gdyby malowała tylko płatną i zupełnie obojętną sobie modelkę. Jest w tym większy ładunek emocjonalny. To widać na obrazie. Emocja dla sztuki jest kluczowa.

Malarka i model, olej na płótnie, 120x180cm, 2021, kolekcja prywatna

Kiedy kobieta na obrazie stała się dla ciebie wyrazem emancypacji?
Tak było chyba od początku, tylko nie zawsze byłam tego świadoma. Zorientowałam się, jak to nazywać dopiero pod koniec studiów. Moja promotorka podsunęła mi książki Simone de Beauvoir i Judith Butler. Wtedy pojęłam, że to tymi słowami trzeba mówić, żeby to, co robię było zrozumiałe!
Wcześniej czułam, że to jest ważne, ale brakowało mi arsenału pojęciowego, który określiłby, że to jest właśnie ta sztuka kobieca, feminizm, upodmiotowienie kobiety. Czułam to, ale nie umiałam opowiedzieć. A może to już było nawet wtedy, gdy w przedszkolu malowałam siebie jako zwierzęta?Ukąszenie, olej na płótnie, 120x160cm, 2022, kolekcja prywatna

Interesuje cię kobieta w centrum.
To kwestia bycia bohaterką: kobietą i główną postacią. Joseph Campbell w książce „Goddesses” zaczyna od konstatacji, że nie mamy archetypu kobiety, która wyrusza na samotną wyprawę by coś osiągnąć, pokonać zło itp. Pełno jest bohaterów, rycerzy czy szewczyków, którzy działają, mimo przeciwności losu, zdobywają, wygrywają. Natomiast postaci kobiece kojarzone są z magią natury, połogiem, pojawiają się oczywiście pod postaciami dziewicy, matki czy staruchy, ale raczej jako postaci statyczne, związane z ziemią, naturą, nie z działaniem. Rzadko trafia się główna bohaterka, która aktywnie coś zdobywa nie będąc przy tym przebrana za mężczyznę czy nie używając męskich atrybutów i nie wyrzekając się w pewien sposób kobiecości. Już Simone de Beauvoir pisała o głębokim rozdźwięku między losem po prostu człowieczym, a losem kobiety. Na poziomie symbolicznym to wciąż niełatwe do pogodzenia. W świecie, który stworzyliśmy pojęcia: kobieta i podmiot nie do końca są tożsame.
Zabicie patriarchatu, olej na płótnie, 180x140cm, 2022, kolekcja prywatna

Czujesz, że masz utorowaną drogę emancypacji przez starsze pokolenia?
Wszystko zależy od tego na jakim gruncie i na co się trafi. Kiedy przygotowywałam dyplom na akademii, na kobiecym akcie profesor kazał mi namalować majtki, twierdząc, że komisja nie zniesie widoku waginy. Patrząc na historię sztuki i sztukę współczesną, spodziewałam się raczej reakcji „ile można…” a okazało się, że jesteśmy na tym samym etapie co Gustave Courbet: że to wielki skandal, bo na obrazie są rozwalone nogi i nie może tak być! Profesor się przestraszył, bo – na co zwrócił uwagę – w komisji była osoba wierząca. Tak jakby osoba wierząca nie była w stanie uznać istnienia kobiecych genitaliów.
Stoczyłam potworny bój – powiedziałam w końcu, że nie pokażę tego obrazu na dyplomie, skoro jest jakiś problem, ale i to nie przeszło. Czułam się strasznie upokorzona malując te majtki.
W instytucjach państwowych ludzie wciąż boją się kobiecego ciała. Mam duży żal do akademii, że dostałam taki feedback. Mało kto tam wiedział, jak zareagować na tę nagość i na cipkę.
Beatrice Cenci za Jerzym Nowosielskim, olej na płótnie, 180x120cm, 2022, kolekcja mBanku


Może boją się o tym publicznie mówić i wolą zachowywać pozory?
Są momenty w życiu, kiedy uważam, że wygrałyśmy i jest świetnie. Ale są też takie, w których czuję, że to wszystko nic nie daje, bo natrafiam na reakcję, z którymi nie wiadomo co zrobić. Czasem naprawdę nie wiem, jak się bronić. Ciągle trzeba walczyć z tymi patriarchalnymi narracjami, a już odrobinę dalej na zachód jest dużo luźniejsze podejście do seksualności. Sfera publiczna i prywatna nie muszą być przecież tak jak się u nas przyjmuje czymś całkowicie oddzielnym tak aby nic z jednej do drugiej nie przenikało.

Myślisz, że to się zmieni?
Młodsze pokolenia są już trochę inaczej wychowywane. W coraz mniejszym stopniu ciało jest traktowane jako tabu, więc jest nadzieja. A to, że narracja musi się zmienić, widać było po Strajkach Kobiet.
Widzę to też po osobach, które się do mnie odzywają. Myślę, że moja sztuka podoba się mężczyznom, ale to kobiety ją naprawdę rozumieją.

Kobiecość, akryl na płótnie, 120x170cm, 2019, kolekcja prywatna

Jakie to głosy?
Kobiety piszą, że takiego przedstawiania ich płci było im trzeba. Od mężczyzn czasem słyszę, że ten obraz „wybrała żona” i widząc co wybrała – a kobiety nie wybierają „łatwych” obrazów – wiem, że one muszą czuć to samo co ja. To pokazuje, że moje obrazy mają bardziej uniwersalny wydźwięk. Gdy broniłam dyplomu w roku 2020 wmawiano mi, że to jakieś moje konfabulacje. Dopiero podczas Strajków Kobiet zrozumiałam, że to nie tylko mój problem i nie mam zwidów, bo to ogólne poczucie, które dotyka tysiące dziewczyn w całej Polsce. Czujemy to samo, wściekamy się na te same rzeczy.

Coś co na początku jest intymne, potem okazuje się czymś z czym wiele osób się utożsamia.
Mówiło o tym hasło drugiej fali feminizmu: personal is political. W pewnym momencie do mnie dotarło, że wszystkie rzeczy, o których sobie myślimy nie są tylko wytworem pojedynczego umysłu – to schemat, za którym podążają tysiące a nawet miliony osób. Chowanie tego do kieszeni i myślenie, że coś sobie ubzdurałam, to szkodząca nam samym nieprawda. Wiele osób tak myśli i dlatego trzeba o tym mówić.
Wspaniale byłoby w atmosferze dobrego humoru pogadać o prawach kobiet i sztuce kobiecej, ale jak się nie denerwować? Jeśli słyszy się „proszę to zamalować”, czysto akademickie hasło, tak jakby ktoś powiedział „proszę udawać, że tego nie ma”, a czasem trzeba pewne rzeczy wykrzyczeć. Albo je namalować.

 

Bohaterka: Helena Stiasny
Tekst: Jakub Knera
Zdjęcia/video: Daria Szczygieł
Koordynacja: Magdalena Król  

Materiał powstał dzięki współpracy z: